Autor |
Wiadomość |
|
Human Behaviour
Forumowicz.
Dołączył: 13 Paź 2005
Posty: 1280
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
|
Wysłany: Śro 16:41, 15 Mar 2006 Temat postu: Straszne historie :D |
|
|
Piszcie i wklejajcie tu te niby straszne opowiadania Może ja zacznę...
SkLep Z GadżEtami
Pół roku temu Północna ameryka, Kanada, do gimanazjum przeniósł się chłopak. Narson. Po upływie dwóch tygodni cała szkoła już go znała. Przez pożyczanie mu pieniędzy. Robił to codziennie. Pyta się:
-Pożyczysz kase??? Jutro oddam!
-Już wisisz mi 5$!!!
-No to będę wisiał 7.
I tak dalej i tak dalej. Przed przyjściem Narsona do szkoły był tam pewien chłopak.Robił wszystkim kawały itp. Po kilku dniach wszyscy się na niego zaczęli wkurza za te głupie dowcipy,aż pewnego dnia zamknęli go w szafce na książki. Biedak 3 dni już nie wytrzymał... Gdy woźny przyszedł otworzy szafke chłopiec był, chociarz raczej go nie było, może tylko kawałki. Kiedy wyciągnęli zwłoki, Narson ujrzał wszystkie jego gadżety. Pierdzące poduszki,śmieszne okulary i różne takie. Włożył okulary. Widział zamiast ludzi szkielety! Oznaczało to ,że w tych okulrach można było zobaczy wszystko czego nie widac gołym okiem. Leżała tam jeszcze gazeta. Bez zastanowienia wziął ją sobie do domu. Położył się na łóżku i zaczął czytac. Z tyłu na okładce były narysowane produkty które można kupic pocztą. Na liście znajdowały się też ów okulary. Zadzwonił pod dany nr i je zamówił ,ponieważ tamte mu się pobiły w drodze do domu. Usłyszał dzwonek do drzwi. Gdy je otworzył byłą tam paczka. A w niej właśnie te okulary. Pomyślał sobie "Eksopresowa poczta ;];]" POszedł do sklepu w swoich goglach. Wtedy zobaczył w słoikach z kawą gdzie jest kasa. Wygrywał tysiąc po tysiącu. Był bogaty! Ale pomyslał sobie gdzie ma tą całą forse schowac?! W gazecie można było zamowi skrzynke na pieniądze w której nigdy nie zabraknie miejsca. Zrobił to. I znów ekspresowa poczta. Dzwonek do drzwi. Paczka. Do pokoju. Codziennie zamawiał inny produkt. Był zadowolony ponieważ zamawiał rzeczy na odroczone płatności. Lecz pewnego dnia kiedy nic nie zamawiał I tak przyszła do niego przesyłka. Była to głowa. Oczywiście nieparwdziwa. Zrobiona jakby laleczka voodoo czy coś. Zaczęła mówic: "Narson! Kiedy zapłacisz? Zapłac szybko! Już! Już!" Chłopak wyrzucił ją. Lecz gdy się odwrósił ona znów leżała na biurku i wołała "Narson! Kiedy zapłacisz? Chcesz umrzec???" Chłopak zaczął opowiada że kupił skrzynke na pieniądze. Lecz pieniędzy nie dało się wyjąc. Wybiegł z domu. Schował się w jakimś zaułku. Ta głowa jednak tam była! Narson...zniknął. Nikt go nie mógł znaleśc. Po tygodniu wyprodukowane zostało następne wydanie gazety. W liście był nowy gadżet.Chłopak Zombi.
Cmentarz
W Masyrii znajdował się bardzo stary cmentarz żydowski. Od dawna już nie urzywany i zamkniety na cztery kłódki. O tym miejscu krążyły różne legendy, jedna z nich głosi , że w każdą pełnie księżyca, o północy pojawia się duch mnicha który chodzi po cmentarzu i sprawdza czy nikt nie zakłucił spokoju tego świętego miejsca. Gdy tylko zobaczy kogoś chodzącego po jego cmentarzu, zabija go w okrutny sposób. Ciało pochowuje blisko bramy, żeby było przestrogą dla innych osób. Katrina nie wierzyła w tę bajeczkę i postanowiła na własne oczy sprawdzić co się stanie jak wejdzie na cmentarz. Załorzyła się z przyjaciółmi, że przejdzie do końca cmentarza i spowrotem. Przy pełni księżyca katrina ruszyła na podbój cmentarza. Przeszła przez bramę, nie widziała żadnej ścieszki, więc poszła prosto przed siebie. To był duży błąd, nic niewiedząc szła po grobach zmarłych żydów, czym rozzłościła MNICHA. Szedł tuż koło niej, ale ona go nie widziała, wprawdzie czuła czyjąś obecność ale nie przejmowała się tym zbytnio. Gdy już wracała zdała sobie sprawę, że przedtem cmentarz był mniej zarośnięty. Teraz z trudem robiła jeden krok. Czuła, że coś złego się dzieje. Ale nie poddawała się, szła dalej, była już niedaleko bramy - widziała swoich przyjaciól. Pomachała im z wyższością, chciała im dać do zrozumienia, że ona się nie bała i przeszła przez ten okropny cmentarz. Gdy nagle poczuła na swoim karku czyjs oddech, straszny, śmierdzący odór. Odwróciła się, nikogo nie widziała, ale słyszała głos, przerażający, mrożący krew w żyłach. Zaczeła uciekać, na nic się to zdało. Mnich ją złapał, porwał w głąb cmentarza, podciął jej gardło. Z upojną miną patrzył jak umiera. Jej przyjaciele wrócili na drugi dzień i zobaczyli nagrobek "Katrina Malczewska". A pod jej imieniem były słowa w języku żydowskim: "kaspinata balkiena sloto ahnada, gedfi siutrada venida zaxiu" co oznaczało "Twa dusza przez wieki bedzie sie błąkać po cmentarzu i nigdy nie zazna spokoju"
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany: Śro 19:04, 15 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
"Narson kiedy zapłacisz, chcesz umrzeć?"
Nie wiem czemu, ale śmiałem się z tego tekstu ładne kilka minut; wyobraziłem sobie jak mój dawno nie widziany znajomy to mówi
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Azazel
Forumowicz.
Dołączył: 10 Gru 2005
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/2
|
Wysłany: Nie 15:23, 19 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
-Drryń drryń..
-Słucham
-7 Days
-AA!!1@!1!~~#
Po 7 dniach tajemniczy głos umarł bo nie wiedział że to ja odebrałem a nie chuck jak wszyscy mówia :<
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Nie 17:06, 19 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
On te rogaliki sprzedawał?
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
SzEwCzYk
Forumowicz.
Dołączył: 12 Paź 2005
Posty: 907
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 17:20, 19 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Wyprawa do Lasu
-Wracajmy już do domu! Robi się ciemno!- Powiedział Michael do Andy`ego i Georga. Las był gęsty, wielki i mrożący krew w żyłach, a słońce było już ledwie widoczne mimo wczesnej godziny. Niestety takie są uroki grudnia.
-Nie pieprz! Tylko pójdziemy do tego domu i rozejrzymy się. Jak ci pokażę tą chatę to mi będziesz dziękował za takie miejsce za zrywy- Odparł Andy.
-Spokojnie. Wziąłem latarki, tak jak mówiłeś Andy- Uspokajał przyjaciół George wyjmując latarkę z plecaka.
-To dobrze. Przynajmniej ty nie trzęsiesz dupą- Powiedział Andy rzucając pogardliwy uśmiech w stronę Michaela, który prawdopodobnie w ogóle go nie zobaczył.
Nie było już słońca a jedynie lekki obwód osłaniający szczyty wysokich drzew. Teren pod nogami chłopców rozjaśnił blask latarki.
-To już niedaleko...- Rzekł Andy.
Szli już z 20 minut. Pod ich stopami pękały gałęzie, a co jakiś czas słyszeli odgłosy, najprawdopodbniej powodowane przez jakieś małe zwierzątka typu wiewiórka bądź jeż. Gdzieś 25 metrów przed nimi Michael coś zobaczył. Jego zdaniem była to sarna, ale trudno było powiedzieć co to było na sto procent. Chwilę po tym zdarzeniu zapadł całkowity mrok. Teraz już blask latarki wydawał się nieco mocniejszy. Wąski promyk z latarki rozświetlał im jedynie drogę pod nogami.
Latarka na chwilę przestała świecić, ale zaraz znów oświtliła drogę.
-George, mówiłem ci o nowych bateriach!- Wrzasnął Andy przerywając ciszę. Michael się drgnął.
-Przecież mówiłęm że nie miałem pieniędzy palancie!- Odparł George.
-A na "Sprośne Dowcipy Dla Dorosłych" to żeś K*** miał?!- Odpowiedział Andy.
Ucichli. Wsłuchiwali się w odgłosy lasu. Usłyszeli stukanie dzięcioła, ale po chwili ucichł.
-Tam. Zaświeć tam!- Powiedział uradowany Andy, pokazując w lewą stronę.
George posłusznie zaświecił. Zobaczyli dom. Wyglądął na bardzo stary, opuszczony i... straszny.
-Chłopaki, wracajmy, niema sensu teraz tu zag..- Zaczął Michael.
-Zamknij mordę Michael!- Odwarknął Andy.
Podeszli do drzwi, tak spruchniałych i popękanych że wyglądały jak zabytek. George cofnął się o krok i kopnął w drzwi. Kopniak nie był silny, ale mimo to drzwi runeły z hukiem na ziemię.
-Oj, przyjdziemy tu jutro. W dzień- Michael dalej ciągnął. Podświadomie wiedział że tam wejdą, a on razem z nimi. Zawsze im ulegał, a tym bardziej teraz, gdy byli już za daleko by zawracać. Jednak dalej ciągnął swoją paplaniene, o tym co ich czeka jak ktoś ich tu zastanie, co by powiedzieli rodzice i takie tam. Andy i George zawsze go olewali i nigdy nie żałowali że go nie posłuchali. Nigdy nie wpadli. Ale cóż... Michael był przezorny, ostrożny i najpoważniejszy z całej trójki. Weszli do środka, rozglądając się po ścianach. Na każdej było po kilka świec nawtowych.
-Dawaj zapalarę Michael, podpalmy to gówno, mam nadzieje że się da.- Powiedział Andy.
Michael zrobił tak jak prosił Andy, ale na jedenaście lamp, zapaliły się tylko cztery. Teraz mogli się rozejrzeć dokładniej. Żadnych mebli, tylko schody i dwie pary drzwi do pomieszczeń po prawej. W ciszy weszli po drewnianych i skrzypiących schodach na górę.
-Witam gości, miło was widzieć- Rozległ się cichy szept.
-Co to było?! Jaja se robicie?- Zapytał nierozbawiony Andy idący przodem. Odwrócił się do chłopaków by zapytać "Co to było?! Jaja se robicie?". Stał już na górze. Michael i Georg patrzyli na niego w milczeniu.
-Co jes..- Andy poczuł dłoń na swoim ramieniu. Latarka wypadła z dłoni Georga na ziemię. Przez drzwi wpadł silny wiatr, który zdmuchnął wszystkie cztery lampy zapalone przez Michaela. Zapanował przenikliwy mrok. Latarka tylko przez chwilke po upadku świeciła. Potem baterię padły po raz kolejny. Michael i George stali teraz w zupełnych ciemnościach patrząc się tam, gdzie jeszcze przed chwilą stał Andy i starzec który złapał go za ramię. George podniósł latrakę po omacku. PSTRYK. Jabana! Nie działała. Potrząsnął i walnął pięścią w latarkę. PSTRYK. Zaświeciła. George obejrzał się za siebie szukając Michaela ale tego już tam nie było. Wybiegł z domu. Ale George to nie Michael, George nie pozwoliłby tu umrzeć Andy`emu. Wszedł po skrzpiących jak diabli schodach i powoli szedł korytarzem. Latarka przygasła. Zapaliła się na ułamek sekundy po czym upadła na ziemię. Przez ten ułamek sekundy George ujrzał jedynie twarz starca oddaloną od jego twarzy o kilkanaście centymetrów. Twarz starca była ostatnią rzeczą jaką ujrzał George w swoim życiu...
Michael biegł. Biegł przez jakieś niecałe dziesięć minut, potykając się nieraz. Dobiegł do szosy. Pusta. Nie, jednak nie daleko coś jedzie. Tak! To wóz szeryfa Northvert. Michael wybiegł na ulicę. Auto zachamowało z piskiem opon zatrzymując się kilka centymetrów przed Michaelem.
-Synu! Życie ci nie miłę?!- Krzyknął szeryf.
-Tam! Tamten dom! poszliśmy tam z kolegami i ktoś ich... ktoś ich chyba zabił! Ktos ich zabił!-
-O co chodzi?! Który dom?!-
-Kilkanaście minut drogi na północ- Wrzasnął niecierpliwie Michael -Jakiś starzec ich zabił!- Dokończył
Szeryf wezwał posiłki przez krótkofalówkę. Wziął porządnąm latarkę i dwururke. Udał się z Michaelem w stronę, którą ten wskazał.
-Kiedyś mieszkał tam starzec, ale teraz dom jest całkowicie pusty- Powiedział Szeryf przerywając ciszę. Połowa drogi była już za nimi. Szli bardzo szybko, prawie biegli.
-Ten starzec był rzeźbiarzem. Wiesz, rzeźbił różne przeróżne posągi i figury. Jakto starzec. W Northvert trzeba mieć jakieś hobby, bo w innym razie można zdechnąć z nudów- Kontynuował szeryf.
-Co sie z tało z tym starcem?- Zapytał Michael.
-Umarł jakieś sześć lat temu, na raka płuc. Staruszek... Dużo palił-
Przez restzę drogi panowała cisza. Byli już przy domu.
-To tutaj! Szybko!- Wrzasnął Michael, tak głośno że nad ich głowami zerwało się kilkanaście nietoperzy, siedzących na drzewach i dachu.
Weszli cicho do środka. Podłoga zaskrzypiała pod nogami szeryfa który szedł prodem z dwururką wycelowaną przed siebie. Wszystkie lampy były zapalone. Wszędzie meble a nawet pianino przy ścianie. Na ścianach wisiały obrazy. Michael poznał tylko jeden - "Damę z Łasiczką" Leonarda Da Vinci. Nawet dywan którego wcześniej nie było.
-To jest K*** niemożliwe!- powiedział Michael.
Na stole stały dwie wyrzeźbione gliniane głowy. Michael je odrazu poznał. Były bardzo realistyczne. To były twarze Andy`ego i Georga.
-Witam gości, miło was widzieć- rozległ się cichy szept. Szeryf i Michael momentalnie spojrzęli na górę. Na szczycie schodów stał stary mężczyzna w rękawicach upapranych w glinie i papierosem w ustach. Naglę niewiarygodnie silny wiatr zawiał z fronowych drzwi. Wszystkie lampy zgasły...
Maraton
Troje przyjaciół: Sebastian, Krystian i Artur urządzili sobie maraton filmów grozy na zakończenie roku szkolnego (chodzili wtedy do pierwszej klasy gimnazjum) Mieszkanie Krystiana było puste bo jego rodzice pojechali do cioci na wieś. Mieli około pięciu filmów, które wypożyczyli przed spotkaniem. Poczekali aż się ściemni żeby dobrze im się oglądało. Przez ten czas każdy z nich napisał sobie na ręku 666 a na drzwiach narysowali pentagram, mówiąc że tak bedzie straszniej. Około godziny dziesiątej wieczór, gdy było już całkowicie ciemno, zasłoneli zasłony (by światło latarni nie wpadało do mieszkania) Pogasili wszystkie światła i włożyli do wideo pierwszy film pt. "Omen". Zobaczyli jednak coś innego... Na kasecie nie było filmu z "omenem". Oczom chłopców ukazało się ciemne pomieszczenie. Jakby piwnica.
-To przecież winnica mojej cioci!- Wrzasnął Krystian
Kamera obruciła się o kilka stopni. Chłopcy zobaczyli powieszoną matkę Krystiana. Kamera obracała się dalej. Stał tam ojciec Krystiana z zakrwawioną siekierą. Kamera obruciła się ponownie i oczą chłopców ukazała się ciocia Krystiana z odciętą jedną dłonią, ręką i nogą. Miała prawdopodobnie podciete gardło. Kamera obruciła się ostatni raz w kierunku ojca Krystiana, który sprawiał wrażenie nawiedzonego. Otworzył usta i powiedział
-Pora na was chłopcy- i uśmiechnął się tak szeroko jak robią to dostawcy pizzy dostając napiwek. Telewizor zgasł a kaseta sama wysuneła się z Widea. W całym mieszkaniu rozległo się pukanie do drzwi. Chłopcy się zerwali. Artur zapalił światło. Krystian pobiegł do dużego pokoju po strzelbę dziadka wiszącą na ścianie, a Sebastian podszedł do wizjera. Za drzwiami stał ojciec Krystiana, który nadal psychodelicznie się uśmiechał. Sebastian chwycił za szcotkę stojącą obok drzwi i podetknął ją pod klamkę, poczym pobiegł do telefonu by zawiadomić policję. Krystian szukał naboi do strzelby po szufladach regału wiedząc że gdzieś tam są. Artur schował się w toalecie zamykając drzwi na klucz.
-Tu nie znajdziecie pomocy...- Rozległ się głos ze słuchawki telefonu. Był to głos ojca Krystiana. Nagle wszystkie żarówki które były zapalone pękły. W domu zapanował przenikliwy mrok. Ojciec Krystiana zaczął walić siekierą w drzwi. Po czwartym uderzeniu słychać było pęknięcie drzwi, poczym na podłogę upadła szczotka podetknięta przez Sebastiana pod klamkę i drzwi zaskrzypiały powoli się otwierając. Artur siedzący w toalecie usłyszał kroki przy drzwiach od kibla. Był to ojciec Krystiana zmierzający do pokoju gdzie siedzieli dwaj pozostali chłopcy. Po chwili rozległ się krzyk Sebastiana. A chwile potem wystrzał z broni dziadka Krystiana i odgłos padającego ciała na ziemię.
-Artur! Gdzie jesteś!? Zabiłem go! Artur!- Odezwał się głos Krystiana. Artur wybiegł z toalety i biegł w mroku w stronę duzego pokoju. Gdy do niego dobiegł nagle światła się zapaliły. Te światła w których żarówki nie pękły. Artur zobaczył Sebastiana z siekierą wbitą w plecy, a obok leżał Krystian, z raną postrzałową... olbrzymią raną postrałową w głowie, cały pokój był we krwi. Krystian napewno nieżył. Na ścianie napisane było krwią 666. Artur odwrócił się i zobaczył ojca Krystiana który szeroko sie do niego uśmiechnął.
Artykuł
Fotoreporter i redaktor znanej polskiej gazety był w trakcie pisania nowego artykułu o zagrożonych gatunkach roślin we wschodniej polsce. Miał wujka w Augustowie, więc pojechał do niego na weekend w sprawię robienia zdjęć w tamtejszych okolicach. W sobotę wyruszył w las z aparatem fotograficznym by pstryknąć kilka fotek. Kilka razy spotkał tego samego wysokiego mężczyzne, ale nie zdziwiło go to zbytnio bo przecież krążył po lesie i mógł wpaść kilka razy na tą samą osobe. Nazajutrz ponownie wybrał się w las. Teraz już nieco dalej. Las był bardzo gęsty więc nie było mowy o grzybiarzach lub zwykłych spacerowiczach. Po kilku minutach dostrzegł w oddali jakąś postać. Gdy do niej podszedł okazało się że jest to ten sam mężczyzna którego spotkał wczoraj.
Nieznajomy rozgladał się tak, jakby czegoś szukał.
Dziennikarz nie mógł się opanować i zapytał mężczyznę
-Co pan robi w tak gęstym lesie?-
Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi, mężczyzna sprawiał wrażenie jakby wogóle nie zauważył fotoreportera. Dziennikarz dał sobie z nim spokój i uważając nieznajomego za świra udał sie do domu wujka. Zszedł do piwnicy by wywołać zdjęcia zrobione przez dwa dni. Przerażony zaczął przeglądać zdjęcia. Na każdym zdjęciu był ten mężczyzna, raz bliżej raz dalej ale był na każdym zdjęciu. Zdjęć było stotrzynaście. Pobiegł ze zdjęciami na górę do wujka by zapytać czy zna tego mężczyznę.
-Oczywiście że znam. Kiedyś był tu leśniczym. Dwanaście lat temu w zimę z domu uciekł mu jego ukochany kot. Wyruszył by go szukać. Znaleziono go zamarzniętego kilka dni puźniej. A kot się znalazł...
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Azazel
Forumowicz.
Dołączył: 10 Gru 2005
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/2
|
Wysłany: Nie 18:09, 19 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Brrr.. szczególnie "straszne" zakończenie ostatniej.
To był głos z Ringa choć i tak o tym wiesz
A rogaliki były mniam mniam
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Nie 22:51, 19 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Jasne że wiem
Też się zgadzam, że zakończenie tego ostatniego jest najlepsze - obojętność wujka; jakby dla niego to była normalka ... hehe
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Human Behaviour
Forumowicz.
Dołączył: 13 Paź 2005
Posty: 1280
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2
|
Wysłany: Nie 16:59, 16 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
,,Rzeźnik"
To miał być wspólny wypad na piknik czwórki przyjaciół. Rozbili namiot w lesie, puszczali głośno muzykę z bezprzewodowego radia i pili dużo piwa. Dwa dni później w gazetach ukazał się artykuł: ,, Rzeźnik ponownie atakuje”.
CZĘŚĆ I
- Przestań się wygłupiać – Powiedziała Cela szarpiąc brata za ucho – Mówiłam ci, że masz mi nie przeszkadzać jak jest u mnie Mike.
- No ale.. – Tłumaczył się chłopak
- Żadnych ale. Spadaj stąd, bo będzie z tobą bardzo źle – Zamknęła za sobą z hukiem drzwi.
- Fajny brat – Powiedział wysoki blondyn siedzący na krześle w pokoju Celi.
- Fajny? Też coś! Zasmarkany idiota. Celia była z Mikiem niedługo, bo niespełna 4 dni ale rozumieli się jakby znali się dwadzieścia razy tyle. Oboje chodzili do 2 klasy liceum. Cela w przeciwieństwie do swojego chłopaka była mądrą i zdolną uczennicą, chociaż w cale nie uczyła nie najlepiej ze szkoły.
- Słyszałaś o rzeźniku?
- Słyszałam.
- A słyszałaś, że zabił swoją ostatnią ofiarę tutaj niedaleko? – Spojrzał na nią.
- I co z tego? Moim zdaniem to tylko przereklamowana wiadomość. Media… wiesz.. tylko coś takiego żeby wypędzić dzieciaki z lasu i żeby nie chodziły po nocach… a co?
- Nie nic tak tylko pytam. Sorrki ale muszę lecieć mam trening widzimy się wieczorem? Przyjdź do mnie – Uśmiechnął się słodko, po czym wyszedł.
Cela nie miała dzisiaj nic do robienia. Zeszła na dół zjadła obiad i włączyła telewizor. Puszczali właśnie najnowsze informacje o RZEŹNIKU.
- ,,Jedyna osoba, która przeżyła jego atak twierdzi, że jest to młody chłopka w wieku od…”
- Cześć słonko – Powiedziała mama wchodząc do domu z zakupami – Znowu o rzeźniku? Teraz tylko to puszczają.
- ,,Zginęło już 21 osób w wieku od 16-19 lat. Czy to przypadek? Nie wiadomo”
- Idę dzisiaj do Mika – Powiedziała Cela patrząc na zegarek.
- Dobrze słonko tylko nie przychodź za późno – Powiedziała odkładając zakupy.
Celia poszła się ubrać do góry. Wyszła do Mika około godziny 18.00. Dojście do niego zajęło jej niecałe 10 minut. Nacisnęła na dzwonek i czekała. Po chwili otworzył Mike.
- Nareszcie jesteś – Pokazał swoje białe zęby – Chodź idziemy - Wyszedł z plecakiem zawieszonym na ramieniu.
- Po co ci ten plecak? – Zdziwiła się Cela.
- Nie wiem sam tak jakoś się do niego przyzwyczaiłem…
Udali się do parku. Było już ciemno. Cela czuła się bezpieczna w objęciach chłopak, którego kochała. Nagle w parku rozległ się przerażający pisk.
- Co to było? – Zdziwiła się dziewczyna.
- To dochodziło z tamtą. Zaczekaj na mnie. Może komuś się coś stało – Powiedział.
- Ale wracaj szybko – Mike zagłębił się w ciemnościach parku i Celia straciła go z oczu. Stała sama na pustej alejce. Po chwili zaczęła się martwić. - Mike? – Jednak nikt się nie odezwał – To nie jest śmieszne – Była bliska histerii – Niespodziewanie w ciemnościach usłyszała łamiącą się gałąź – Mike to ty? – Weszła w gęstwiny. Nagle potknęła się na ziemi. Gdy próbowała wstać zobaczyła na ziemi ludzi palec. Szybko jak to było możliwe wstała i powoli zaczęła się cofać. Była potwornie przerażona. Niespodziewanie potknęła się i znowu wylądowała na ziemi. Spojrzała się by zobaczyć co to było i szybko odwróciła głowę z obrzydzenia. Na ziemi leżała jakaś dziewczyna.
Celia zaczęła się czołgać. Chciała uciekać jak najdalej od tego miejsca. Nagle jej ręka najechała na coś mokrego.
Spojrzała by zobaczyć co to było...
CZĘŚĆ II
- Krew! – Pisnęła. Nagle cos kapnęło jej na nos. Przetarła go ale po chwili coś znowu kapnęło. Powoli podniosła wzrok i nad sobą zobaczyła wiszące i zmasakrowane ciało kolejnej dziewczyny. Teraz zaczęła piszczeć. Uciszyła się i zaczęła nasłuchiwać gdy w nocnej ciszy usłyszała czyjeś kroki. To coś zbliżało się do niej. Nagle z mroku wyłonił się Mike
– Gdzie ty byłeś – Powiedziała dziewczyna ze łzami w oczach – Musimy uciekać! – Chłopak uśmiechnął się.
- Przed?
- Nie widzisz? – Pokazała palcem na wiszącą na drzewie dziewczynę.
- Zazdrościsz jej?
- O co ci chodzi?
- O nic tak tylko pytam…
- Zabierz mnie do domu – Jednak chłopak zaczął śmiać się w niebogłosy. Zza placów wyjął rzeźnicki nóż – Ty jesteś rzeźnikiem.
- Cóż za trafne spostrzeżenie – Wyciągnął w jej kierunku rękę – Chyba nie chcesz siedzieć na ziemi? – Dziewczyna nie ruszała się – Weź przestań pokazywać swoje fochy.
- Zabijesz mnie? – Powiedziała płacząc. On spojrzał na nią i kucnął przed nią. Odsłonił jej kosmyk blond włosów z twarzy i spojrzał w oczy.
- Ja? Niee – Celi spadł kamień z serca – Oni to zrobią – Nagle z ciemności wyłoniły się dwie postacie. Byli to chłopcy ze szkolnej drużyny siatkarskiej i najlepsi przyjaciele Mika.
- Ale dlaczego? – Celia zaczęła powoli wstawać…
- Ponieważ sprawia nam to przyjemność – Uśmiechnął się Mike i odszedł.
Celia wykorzystała szansę i zaczęła uciekać. Ostre gałęzie raniły ją w twarz ale nie zwracała na to uwagi. Chciała jak najszybciej znaleźć się gdzieś gdzie są ludzie. Biegła przed siebie aż zorientowała się, że nikt jej nie goni. Poczuła ulgę gdy wbiegła na asfalt. Była to droga prowadząca do miasta. Szła nią co chwilę rozglądając się czy nikt jej nie goni. Nagle zobaczyła światła nadjeżdżającego samochodu. Zaczęła skakać i wymachiwać rękami ale auto wcale nie zwalniała tylko z całą prędkością jechało na nią. Odskoczyła na bok gdy usłyszała gwałtowny pisk opon. Samochód się zatrzymał i wysiadł z niego Mike. Celia chciała uciekać ale zorientowała się, że skok spowodował złamanie kostki. Nie potrafiła uciekać, upadła tylko na ziemię. Mike zbliżył się do niej.
- Niegrzeczna z ciebie dziewczynka – Po chwili stało już przy nim dwóch innych – Dostaniesz nauczkę – Kopnął ją z całej siły w twarz. Celia straciła natychmiast przytomność.
CZĘŚĆ III
Gdy się ocknęła nie wiedziała gdzie jest. Była w jakimś mokrym pomieszczeniu przywiązana do łóżka operacyjnego. Tak to musiał być stary szpital. Obok znajdowały się stare, zardzewiałe narzędzia chirurgiczne.
– A więc odzyskałaś przytomność – Uśmiechnął się. Ona popluła go krwią gdy się zbliżył. Otarł ściekającą z twarzy krew ze śliną i zaczął się śmiać – Tylko na tyle cię stać? – Nie odpowiedziała mu – Zobaczmy co tutaj mamy – Zaczął oglądać stare narzędzia. Wziął do ręki skalpel – To mi się wydaje ciekawe – Podszedł do niej i przyłożył jej skalpel do brzucha – Tylko nie krzycz bo nie lubię tego – Wbił skalpel delikatnie i zaczął ciągnąć.
- Przestań! To boli
- A co myślałaś, że nie będzie? – Powiedział odkładając narzędzie.
- Wypuść mnie!
- Czemu miałbym to zrobić?
- Bo ci ufałam…
- Ha ha jakie słodkie słówka… zawsze tak się zachowujesz w obliczu strachu? Bo zaczynasz mnie irytować! -
Nie ale myślałam, że cię kocham…
- Masz problem… - Powiedział biorąc szczypce – Widziałaś ten palec? – Zacisnął delikatnie szczypce na jej palcu wskazującym tak, że delikatnie sączyła się krew – Podobnie to wyglądało tylko, że dziewczyna błagało o życie. Ty nie będziesz tego robić? – Popatrzał na nią.
- Nie! Nie jestem tchórzem
- To się jeszcze okaże – Zacisnął szczypce z całej siły. Pół palca wskazującego upadło na ziemię. Celia zaczęła krzyczeć z bólu – O a może jednak?
- Pier*** się! – Z jej oczu ciekły łzy.
- Ooo nie wolno tak mówić mamusia cię nie uczyła, że to brzydko przeklinać? – Nachylił się nad nią.
- Mam Cię gdzieś! Zabij mnie w końcu! Takie to trudne?
- Właśnie nie bo to bardzo proste – Poczuła jego miętowy oddech.
- To zrób to…
- Nie…
- Dlaczego?
- Bo to mnie rajcuje! – Odłożył szczypce i sięgnął po jakiś zakrzywiony nóż.
- Jesteś sadystą!
- Wiem nie musisz mi tego mówić – Z kieszeni wyjął zapalniczkę i zaczął ogrzewać nóż. Celia patrzała z przerażeniem ale nie chciała przyznawać, że się boi. Gdy nóż nagrzał się do czerwoności Mike przyłożył go do krwawiącej rany po obciętym palcu. Celia zaczęła piszczeć. Ból był niewyobrażalny. - To żebyś tak szybko nie umarła z wykrwawienia.
- Od kiedy to cię interesuje? – Spojrzał na nią.
- Mam cię dosyć!
- Do prawdy? Bo ja ciebie też… - Powoli tak żaby nie widział zaczęła uwalniać się z więzów aż wreszcie lina na rękach puściła.
- Prowokujesz mnie?
- Skądże znowu… - Uśmiechnęła się parszywie
- Mogłem cię od razu zabić a nie zwlekać z tym – Celia bardzo wolno sięgnęła po nóż gdy Mike się odwrócił i na chwilę wyszedł. Schowała go między ręką a siedzeniem i czekała. Po chwili chłopak wrócił z zakrwawionym tasakiem…
CZĘŚĆ IV
- Obiecuje, że będzie bolało…
- Dajesz… - Powiedziała odsłaniając gardło.
Gdy zbliżył się do niej i przyłożył jej nóż do gardła ona w tym momencie wbiła mu ostrze noża w brzuch. Tasak z brzdękiem spadł na podłogę. Mike popatrzał na nią zaskoczony. Z ust popłynęła mu stróżka purpurowej krwi. Osunął się na kolana.
Celia wstała.
- I kto jest tu teraz rzeźnikiem? – Kopnęła go w twarz.
Chłopak upadł na ziemię.
Dziewczyna podbiegła do plecaka i wyciągnęła komórkę. Wykręciła 997.
- Tutaj policja…
- Błagam przyjedźcie szybko!
- Co się stało!? – Powiedział kobiecy głos po drugiej stronie telefonu
- Zostałam porwana przez rzeźnika.
- Proszę nam podać miejsce
- Stary szpital na południu miasta
- Dobrze proszę się nie ruszać zaraz ktoś tam przyjedzie…
Celia odłożyła komórkę i odwróciła się. Ciała Mika nigdzie nie było.
- Co jest… - Szepnęła.
- To było błędne posunięcie – Powiedział chłopak trzymając tasak w ręce i zbliżając się do dziewczyny…
- Nawet jak mnie zabijesz to policja i tak tutaj przyjedzie i będziesz ugotowany.
- Myślisz, że mnie to obchodzi? Jedyne czego teraz chcę to pozbyć się ciebie – Powiedział przykładając jej tasak do policzka. Nagle w oknach zabłysnęło niebieskie światło syren policyjnych…
- Czemu mnie nie zabijesz? – Mike opuścił tasak . Chwycił Celię za ramię i spojrzał w dół. Dziewczyna ponownie wbiła mu nóż w brzuch…
- Myślałam, że mnie kochasz. Zabrałeś uczucia i zabiłeś je… Teraz ja zabieram twoje życie. Obyś płonął w piekle…
- POLICJA! NIE RUSZAĆ SIĘ – Mike spojrzał w kierunku murzyna stojącego z wycelowanym w niego pistoletem. Po chwili martwy osunął się na ziemię. Policjant podszedł do dziewczyny.
- Pani dzwoniła? – Ona pokręciła twierdząco głową – Jest już pani bezpieczna. Zabierzemy cię do domu – Celia uwolniła się nareszcie od koszmaru. Mogła wracać do domu.
Dwójki pozostałych rzeźników nie znaleziono.
Następnego dnia w telewizji ogłoszono, że rzeźnik nie żyje. Horror nareszcie się skończył.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mystique
Forumowicz.
Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 852
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: z Matrixa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 9:50, 22 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Kiedyś prowadziłam bloga z takimi opowiadaniami. Teraz go reaktywowałam, ale mam tylko prolog. Może go rozwinę dalej gdzies po wakacjach,albo jak najdzie wena
Jesli ktoś jest zainteresowany:
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
SzEwCzYk
Forumowicz.
Dołączył: 12 Paź 2005
Posty: 907
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 22:26, 13 Lip 2006 Temat postu: SzEwCzYk "Wynajem" część pierwsza |
|
|
Wysoki sądzie. Brak dowodów na niekorzyść mojego klienta, Stanleya Morisa świadczy jedynie o tym, że jest niewinny i padł ofiarą pomówień ze strony Roya Strruthgarta...
Pamiętam dobrze ten dzień, gdy siedziałem w pełnej sali sądowej i patrzyłem się prosto w oczy człowieka, który uprzykszał mi życie.
Adwokat Morisa niewiele musiał się wysilać, by go uniewinnić. To prawda, nie miałem wystarczających dowodów - mimo to jestem przekonany jego winy. Stanley to największy sukinsyn jakiego znam... do tego sprytny.
Nazywam się Roy Strruthgart. Mieszkałem wtedy w Minstens - małym miasteczku w stanie Minesota... Dom nie był duży, ale do małych także nie należał. Mieszkaliśmy w nim w troje osób: ja, żona Helen i syn Edward. Był jeszcze futrzak - wyżeł niemiecki, Jack.
Żona pracowała jako kelnerka w pubie, dwie przecznice od domu, zaś ja byłem nauczycielem fizyki w szkole średniej. Nie zarabiałem dużo, ale wraz z pensją Helen starczało na utrzymanie posesji, którą otrzymaliśmy w spadku po moim wuju.
W roku 1994 straciłem pracę. Nie wiedziałem dlaczego, onieważ dyrektor szkoły postanowił zachować powody dla siebie "Poprostu nie potrzebujemy już twoich usług, Roy. Przykro mi"
Wraz z moją pracą przepadły dobre zarobki, a sama pensja Helen nie wystarczyłaby do utrzymania domu. To właśnie wtedy wpadłem na pomysł by wynająć parter komuś do czasu, gdy nie znajde sobie nowej pracy. Była właśnie przerwa w szkole - letnie wakacje. Mogłem szukać pracy, ale co z tego skoro pracę zacząć mógłbym dopiero za miesiąć albo dłużej.
Dałem ogłoszenie do niedzielnej gazety Minstens News, a na odpowiedź w sprawie wynajmu długo czekać nie musiałem, bowiem już we wtorek zadzwonił telefon w sprawie wynajmu.
Koleś z głosu wydawał się miły i sympatyczny. Przedstawił się jako Stanley Moris, a ja odpowiedziałem że może się wprowadzać od zaraz.
Zadzwoniłem do Helen, która była u matki wraz z Edwardem, aby ją uprzedzić że gdy nazajutrz wróci będziemy mieli nowego lokatora.
-Witam, jestem Stanley Moris.
Spojrzałem na jego twarz i doszedłem do wniosku że znam tego człowieka. Napewno! Ale nie mogłem sobie przypomnieć skąd.
Facet w wieku, ja wiem... dwudziestupięciu lat. Brunet, wysoki, dobrze zbudowany.
Zaprosiłem go do środka.
-Witam, witam. Przepraszam za bałagan ale nie sądziłem się że będzie pan tak prędko.
Oprowadziłem go po parterze, który miał zająć. Dwa pokoje, osobna łazienka i kuchnia, z której będziemy korzystać wspólnie.
-Bardzo mi się podoba. Pieniądze nie grają roli.
-To wspaniale! Może pan...
-Mów mi Stanley, Roydee. Powiedział, przerywając mi.
-Słucham? Zapytałem się nieco zmieszany. Tylko uczniowie ze szkoły mówili do mnie Roydee. Nikt pozatym, nigdy tak do mnie nie powiedział, żona, syn, znajomi. Nikt.
-Poprostu mów mi Stanley. Wyszczerzył zęby w uśmiechu, który nieco mnie wystraszył. I to dziwne uczucie "Deja Vu"! Miałem je od chwili gdy go ujrzałem, ale teraz było bardzo silne!
-Nie, nie. Powiedział pan Roydee. Czemu pan mnie tak nazwał?
Zmieszał się, zaczerwienił. Przynajmniej tak mi się wydawało. Zaczął się nerwowo rozglądać mówiąc,
-Yyy... Bo, to znaczy miałem kiedyś kumpla, również nazywał się Roy. Nazywałem go Roydee, bo imię Roy kojarzyło mi się z tym filmem, "Jazda Próbna" Kojarzy pan? Tam grał Adly Roydee.
-Aha. Odparłem, i wzruszyłem ramionami, poczym oprowadziłem go po podwórzu i poszedłem do siebie. Włączyłem telewizor, obejrzałem jakiś serial, wypiłem dwa piwa. Zeszło się z półtorej godzinki. Spojrzałem w stronę psa. Wyżeł Niemiecki był wyjątkowo niespokojny. Kręcił się po balkonie, kładł się żeby po chwili wstać, warczał pod nosem.
Wyszedłem na balkon, z którego rozciągał się widok na podwórze, ogródek i jezioro. Było chłodno jak na środek lata, i dobiegała już jedenasta wieczór.
Dostrzegłem że nasz nowy lokator huśta się w hamaku, i przypomniałem sobie jego zawahanie i letarg gdy zapytałem go czemu nazwał mnie Roydee. Wyjąłem telefon i wykręciłem numer do Vicky. Vicky była moją kochanką, którą poznałem pół roku temu. Dawałem jej korepetycje z fizyki. Była młoda, atrakcyjna, więc romans między nami zakwitł szybko. Kochałem żonę, ale ona nie dawała mi takiego zaspokojenia erotycznego jak Vicky. Kochałem je obie na swój sposób, mimo że Vicky mogła by być moją córką.
-Halo? Vicky?
-Tak misiaku! Od tygodnia się nie odzywasz! Myślałam że już mnie nie kochasz...
Vicky traktowała ten romans cholernie poważnie.
-Przepraszam cię aniołku, miałem pełne ręce roboty. A parę dni temu dostałem nagrode w postaci wypierdolenia mnie z pracy.
-Co?! Jak to się stało? Słuchaj, może wpadne do ciebie na noc? Wiem że niema żony.
-Niemożesz do mnie wpaść, mam współlokatora od dziś.
-To może ty przyjedziesz do mnie? Co? kochanie? Prooszee...
-Dobrze Kotku, żona jutro wróci popołudniu więc będe musiał być w domu przed dwunastą. Przygotuj coś do jedzenia, bo będe za dwadzieścia minut. Kocham cie skarbie.
Rozłączyłem się.
-Zdradza się żonkę?
Odezwał się głos zza moich pleców. Podskoczyłem jak rażony prądem, i odwórciłem się do Stanleya, który wszedł do mojego pokoju podczas gdy rozmawiałem z Vicky.
-Rany boskie, Stanley wystraszyłeś mnie! Uśmiechnął się i mrugnał do mnie okiem. Pies zaczął warczeć.
-Słuchaj idę do siebie, bo ten kundel chyba mnie nie lubi. Chciałem się tylko zapytać czy moge złużyć wasze jajka do jajecznicy.
-Jasne. Odparłem jeszcze drżącym głosem. Dawno się tak nie przestraszyłem. W ciągu kilku minut opuścił podwórko i wślizgnął się do mojego pokoju! Gdy już zbliżał się do drzwi wyjściowych doszły do mnie jego słowa. "Zdradza się żonkę" tiiiiiiiiiiiiiiit! Pomyślałem że koleś może mnie zrujnować.
-Stanley czekaj!
Bez odwracania się, powiedział -Niema sprawy, nikomu nie powiem.
Jakby wiedział oco chciałem zapytać.
-Dzięki. Odparłem, ale chyba już tego nie usłyszał.
Przed dwunastą w nocy byłem już u Vicky. Kochaliśmy się około trzech godzin. Było świetnie, ale nie mogłem przestać myśleć o nowym mieszkańcu mojego domu.
-Co się stało Roy? Jesteś taki nieobecny?
Opowiedziałem Vicky o osobie, od której zależało czy moja żona dalej będzie moją żoną. Niby powiedział że niekomu nie powie. Niemiał przecież dowodów. Ale co gdyby żona sprawdziła rozmowy wychodzące? Dzwoniłem do Vicky prawie codziennie. Szybko oddaliłem od siebie tę myśl.
-Stanley Moris?! tiiiiiiiiiiiiiiit mać!
Vicky zaczeła wrzeszczeć. -Co się stało? Znasz go?
-Chodź. Wstała z łóżka i zaprowadziła mnie do przedpokoju. Wskazał na lustro.
-Co? Zapytałem i po chwili dostrzegłem małe zdjęcie włożone w róg ramy lustra. Był na nim Moris. Od pierwszej chwili gdy go zobaczyłem miałem te uczucie, że gdzieś go widziałem, a teraz już wiem gdzie. Vicky uświadomiła mnie że Stanley był jej ostatnim chłopakiem, z którym była związana... zanim poznała mnie.
Środa 9.35
Wyszedłem od Vicky wcześniej niż miałem zamiar. Nie spałem w nocy, w zasadzie jedynie przysypiałem na dłuższe momenty. Śniły mi się koszmary, śnił mi się Stanley Moris. Śniło mi się że żona mnie rzuca. Zastanawiałem się czy Moris wie o tym że osobą, z którą rozmawiałem na balkonie przez telefon była jego była dziewczyna. Słyszał jak zwracam się do niej Vicky... chyba. To nic nie znaczy. Jednak... po głowie chodziła mi myśl że Stanley Moris doskonale wie - ale to tylko myśl. Mimo to, muszę zerwać kontakt z Vicky. Za wiele w tym momencie ryzykuje. Cholera jasna! Co jeśli Moris wie!? Co jeśli kieruje nim zemsta?
Nie, to niemożliwe pomyślałem gdy zobaczyłem go na trawniku przed moim domem. Wracał z zakupami , uśmiechnął się do mnie szeroko i pomachał. Ten człowiek nie może mi źle życzyć... ta myśl poprawiła mi humor. A nawet jeśli? To co? Pomyślałem. Dowody... musi mieć dowody.
Koniec części 1.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
a_strator
Forumowicz.
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/2 Skąd: Tam gdzie Azunir - tylko na północ
|
Wysłany: Pią 14:00, 14 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
I.
Pewnego wieczoru Tomek wybrał się ze szkoły przez las, do wyrka
domowego.Wyszedł ze szkoły, ostatni, otrzepując się z kurzu, mrucząc do
siebie : - Nie jestem dobry jako ścierka. Ta woźna kompletnie oślepła !
Co mama powie ? Jesteś wodołaz ! Po wodach się kłamsisz, zamiast
chodzić do szkoły! A jak przyniosę świadectwo to narzeka na oceny,
już nie na wodołaza. Krzyczy : Ty gadzino jedna, jeżeli przyniesiesz
ty stary rospaskudzony dziadowski biczu takie świadectwo to cię
wypier..ę z tego twojego towarzystwa wzjamnej adoracji ! Tak cię
pierd..nę, że wylądujesz w bajorku, ty żmijo jedna ! Tym razem się
o martwieniu mowy nie było. Mamy w domy nie będzie przez najbliższy
tydzień. Super! Chłopak szedł przez las, było ciemno jak w du..e u
murzyna ( zwęglonego co jasna ).Ciemno było tak, że nie widział,
nawet swojej ręki. Ale szedł, powolutku i ostrożnie. Nagle usłyszał
odgłos trzasku patyka. Spojrzał pod nogi, o głupio nic nie zobaczył.
Podniósł to coś lub nic co mogło spowodować ten głupi odgłos.
To był patyk. Tomkowi ulżyło, ruszył dalej. Poomacku szedł ostrożnie
badając nogami ścieżkę.Po 5 minutach spacerowania, spostrzegł, że
drzewo które widział niedawno jest obok niego. Cholera ! Chodzące
drzewa jestem zgubiony !
Tymczasem u taty Tomka :
Ten stary głupi synuś, nie wraca z lasu, pójdę po niego. Wyszedł z latarką,
w kierunku lasu. Już wszedł. gdy nagle usłyszał trzask patyka, tak się przestraszył tchórz, że uciekł w dowolnym zgubnym kierunku.Biegł, biegł potykał się o patyki. Nagle podczas biegu przypomniało mu się : Moja
komórka, ...... upadła przed wyjściem z mieszkania. Lepiej wróce, ale jak?
Teraz się zgubiłem.....
A u Tomka :
Ach.... Tomek uspokój się, to nic takiego, drzewa mogą sobie chodzić.
Nagle usłyszał, bieg męzczyzny w lesie i krzycknął uciekając :
Ludożerca ! Aaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!
Zaś u taty Tomka :
Zgubiony jestem, zgubiony ! Nagle usłyszał wrzask, że w tym lesie są
ludożercy. Też krzyknął byle co, ze strachu,jeden osatni krzyk.
Tymczasem u Tomka :
To prawda w tm lesie są ludożercy ! ratunku ! - pomyślał.Nie Tomek
spokojnie, to niemożliwe, żadne drzewa nie chodzą za Tomkiem. I
w lesie nie było żadnego krzyku : Ludożercy !Spokojnie.
A co u mamy Tomka :
Cholera, zniszczę ich wszystkich, nie odzywają się na komórkę. Idę do domu ! No i jak chciała tak zrobiła. Już miała otworzyćdrzwi gdyspostrzegła komórkę męża w klatce schodowej. Wyjęła swoją i zadzwoniła na policję.
U Tomka :
Dobra, uspokoiłem się, idę dalej.......aua ! Aaaa!!!! Boli !!!! noga mi odpada !! odpada !- wrzasnął Tomek. A potem ciszej : A moze nie ?!!?!
Gupie drzewo przywaliło słup z jakimś elektronicznym badziewiem !
W kosmosie :
Uszkodzenie sateltity ! Szybko wezwać, naprawcę !
Nie mozna. Dlaczego ?Ma ostry dyżur w szpitalu, to jest w drugiej pracy !
Cholera.
U mamy :
- Tak syna i mojego męża porwa...... pik, pik,pik..... Cholera, rozłączyli się !
Na komisariacie :
Porwanie, ale gdzie ? pewno w lesie, idźmy tam.
Skąd wiesz ?
Wiesz mam swoją intuicję .
U taty :
Nogi urywają ! Ratunku !! krzyknął chowając się do pustego w środku drzewa .
U Tomka :
Cooooo ??????? Nogi urywają ludożercy !??!!?!!?!? Uciekam. I jak chciał
tak zrobił. Zaczął biec. przebiegnął wkoło drzewa, w którym siedizał jego tata. trzy razy, aby odpuścił mu się grzech, który postąpił.Żeby nie miał
pecha.
U taty w drzewie :
Aaaaa!!!! Ludożercy !!!!!! Taniec bojowy ! Aaaa!!!! Krzyknął wyskakując z
drzewa na gałąź drguiego.
U Tomka :
Aaaa!!! ludozercy !!! Zwiewam !!!!!
U taty tomka :
Co ludożercy, ja tu zostaje !
U policjantów :
Ciemny ten las. Nagle doszedł do nich krzyk o ludożercach.Przestraszyli się i zaczeli biec w nienzanym kierunku......... . I się zgubli.... biedacy.....
karty do pokera... im się z kieszeni wysypały !
U mamy:
Pójdę sama do lasu. I tak zrobiła. Halo ! Halo ! Jestem tu !!!!! Gdzie jesteście ! O rety powietrze,
U policjantów, taty tomka i Tomka :
Ludożercy duszą ! - krzyknęli zagubieni każdy w swoim kawałku lasu,
i uciekli z tymczasowych kwater lub schronien.
U mamy Tomka :
- Co duszą ? Ludożercy ! Aaaa!!!! Cholera, gdzie jestem.?!?!?!?!?!!?!?!?
U Tomka : O wyjście ! Biegnę wyjściu ! Aaaa!!!! Koniec. Po Tomku .
Wpadl do dołu i złamał nogę.
Tymczasme u taty tomka :
- Co wyjście ? Biegnę !
Aaaaaa!!!!!! i też wpadł do dołu i umarł.
I tak samo z żoną. Wyjście znależli policjanci, ale to właściwe. I uciekli do miasta do AON-u krzycząc : Kudożercy w mieście!!! To znaczy .... w lesie !
Caełe miasto ogarnął strach którgo nigdy w życiu nie mieli.
Tymczasem w AON-ie. Tak, ludożercy ! W lesie!
- Spokojnie wierzymy !
Wyślijmy tam całe zapasy wojskowe, powiedział podchmielony
minister obrony narodowej.
I cale wojsko poszło przebrane za potwory do lasu ( tak, aby wystraszyć ludożerców ).
Tymczasem u sąsiadów Tomka :
- Dzwońmy do reszty ludzi ! KOSMICI ! KOSMICI ! KOSMICI !
Tymczasem wojowie weszli do lasu. i zaczeli kręcić scieżkami.
I się zgubili. tymczasem w ROAKWOPG.
( RADA OCHRONY ANTY KOSMICZNEJ W OSIEDLU PEWNEJ GŁUPOTY)Spotkali się i krzyczeli : KOSMICI ! KOSMICI !
Tym sposobem wojowie zgineli z głodu w lesie, zabiła się cała rodzina,
a cale osiedle popadło w chorobę pyschiczną, na nerwicę tylko dlatego
że Tomek wracał po ciemku w lesie !
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
SzEwCzYk
Forumowicz.
Dołączył: 12 Paź 2005
Posty: 907
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 17:32, 14 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Ja własnie jestem w trakcie pisania opowiadania, na ktrórego podstawie napisze scenariusz. Zapraszam do działu MEDIA. Udostępniam tam opowiadanie. Jest to thriller z elementami dreszczowca.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Sob 11:20, 19 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Mimo zmiany struktury forum (jest teraz nie do poznania) ciągle jeszcze nie otwierają mi się wszystkie zdjęcia w tym temacie
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pnet
Forumowicz.
Dołączył: 25 Kwi 2006
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 14:51, 19 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Witam,
Spowodowane jest to tym, iż obrazki na danych serwerach wygasły/zostały wykasowane.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|